niedziela, 4 stycznia 2015

"Ukryty" to moje pierwsze tak długie opowiadanie, dlatego będę je publikować w rozdziałach. W miarę możliwości będę je dodawać co tydzień. Jeśli chcecie bym coś dodała typu: lista piosenek czy postaci- czekam na komentarze.
Uwaga! To opowiadanie M/M, yaoi!

Rozdział 1



Rozdział 1: "Myślę, że to miłość"      Tom Odell- "can`t pretend"

(obrazek nie mój, ale mi pszypasił tutaj ;D kiedyś dodam jak wyglądają według mnie) Podkreślone teksty to piosenki, które według mnie pasują do wybranych rozdziałów bądź fragmentów tekstu (także tekstem, więc zachęcam do czytania tłumaczeń). Pogrubione to jak widać nazwy rozdziałów.

- Chciałbym być dziewczyną- Ledwo pomyślałem, a słowa już same wypłynęły z moich ust. Już dawno doszedłem do wniosku, że rozgraniczenie między moimi ustami, a rozumem zniknęło wraz z pierwszym odgłosem, jaki wydałem na tym świecie.
- Co ty odwalasz?- Mój sąsiad z ławki ze spokojem przyglądał się tablicy, by po chwili z pełną koncentracją zapisać do zeszytu nowe matematyczne wzory. Mimo, że nie patrzył na mnie, wiedziałem, że słucha.
- To nie one się starają, a człowiek o nie- Sam również zapisałem równania, ale jedynie po to by nie narazić się nauczycielce.- Im jest łatwiej.
- Wierz mi, że nie- Cóż, z pewnością wiedział, co mówi. Dwie niewiele młodsze siostry to w końcu jakieś doświadczenie. Mimochodem spojrzałem na niego. Para kwadratowych okularów korekcyjnych cały czas zwrócona była ku tablicy i wypruwającej sobie przy niej flaki nauczycielce. Miały czarne oprawy podkreślające piwne oczy, na które z prawej strony opadała lekko grzywka. Włosy miał średniej długości, brązowe i wycięte z jednej strony na krótko. Stwierdziłem mimochodem, że pasowałaby mu nausznica, albo po prostu kolczyk w uchu, ale i bez tego podobał się dziewczynom. Zawsze jakaś z wypiekami na twarzy próbowała z nim lub ze mną porozmawiać, ale mnie takie nie obchodziły, a jego...On ma chyba kogoś na oku. Z rozmyślań wyrwała mnie nauczycielka, a Andrew- mój sąsiad, podsunął podręcznik wskazując palcem odpowiednie zadanie i poszedłem do tablicy. Po drodze zapoznałem się z treścią i migiem zapisałem rozwiązanie.
- Bardzo dobrze Filipie, możesz usiąść- Nawet nie spojrzawszy na nauczycielkę wróciłem na miejsce. Andrew z półprzymkniętymi oczami przyglądał się obliczeniom i zagryzał długopis. Lubię, gdy to robi. To chyba jedyna myśl, której mu jeszcze nie zdradziłem. Usiadłem i sam szybko odnotowałem w zeszycie zadanie. Wystarczyło, że był po nim ślad, numer, wynik, ogólny zarys. Lubię matmę, nie mam z nią problemów i dlatego pozwalam sobie na niej na takie lenistwo. Ograniczam energię na to, czego nie potrafię, na przykład fizykę, następną lekcję. Z przykrością musiałem przyjąć do wiadomości jeszcze jedną godzinę oddzielającą mnie od weekendu. Zniechęcony dotrzymywałem kroku Andrzejowi. Tak brzmiało jego pełne imię, ale nie lubił go za bardzo. Nie był chyba tak zniechęcony jak ja, bo z delikatnym uśmiechem tłumaczył ostatni temat blondynce po jego prawej stronie. Miała długie, falowane włosy i niebieskie oczy. Po prostu standard, ale mogę jej wybaczyć ten sztandarowy przykład słowiańskiej urody, gdyż nadrabia to intelektem, a ja takie osoby doceniam. Cóż, w gruncie rzeczy Marysia jest naszą przyjaciółką od dzieciństwa, zresztą kuzynką Andrew, więc nigdy nie potrafiłem patrzeć na nią w kontekście dziewczyny. Zdegustowany tematem ich rozmowy usiadłem na ławce i odchyliłem głowę do tyłu opierając ją o ścianę. Miałem ochotę zabić nauczycieli odpowiedzialnych za pomysł ośmiu lekcji w piątek. Po krótkiej przerwie wszedłem na lekcję otępiały. To dopiero początek roku szkolnego, a moja głowa znów przypomina, że ma dość nauki. Nie uczę się źle, ale szkoła daje mi wiele stresu, który odczuwam bólem głowy. Tak już mam, więc po prostu z tym żyję i nie przejmuję się za bardzo.
       Marysia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Też była zmęczona, ale próbowała jeszcze wykrzesać z siebie i mnie choć trochę energii, więc zmusiłem się do uniesienia kącików ust w porozumiewawczym uśmiechu. Kątem oka zauważyłem też, że z drugiego końca sali przyglądał jej się czarnowłosy chłopak.
-Może dzieci z tego nie będzie, ale na pewno będzie się o nią starał- Znów wypowiedziałem moje myśli na głos i lekko się tym speszyłem. Całe szczęście dosłyszał mnie tylko Andrew i spojrzał na gościa, którego obserwowałem.
- Patrzył na nią już jak doszedł- Zauważył i spojrzałem na niego nieco zdziwiony. Z reguły zauważam takie rzeczy, ale chłopak był z nami dopiero od pół roku i raczej nie starał się zakolegować.- Pewnie nieco go odstraszamy będąc przy niej.
- Musimy ich kiedyś zmusić do rozmowy- Oczywiście lekcja fizyki zeszła na drugi plan, gdyż mój mózg miał już ciekawsze zajęcie.- Masz jakiś pomysł?
- Ta... Zajmij się lekcją- Zdezorientowany przestałem wpatrywać się w czarnowłosego chłopaka i spojrzałem na Andrew. Ku mojemu zaskoczeniu napotkałem jego wzrok, ale szybko go odwrócił ściągając usta i dając mi sygnał bym zwrócił swą uwagę na tablicę. Przewróciłem tylko oczami i pokręciwszy głową zacząłem notować.


       Lekcja oczywiście musiała się przedłużyć i dopiero dziesięć minut po dzwonku szliśmy z Andrew i Marysią do szatni. Tłoczny boks wcale nie zapraszał do wejścia, ale ze względu na glany musiałem się tam jakoś wbić. Moi przyjaciele spokojnie zaczekali, aż trochę ludzi wyjdzie, ale mimo późniejszego wejścia i tak na równi skończyliśmy się ubierać. Glany jednak długo się wiąże. Po wyjściu ze szkoły skierowaliśmy się na najbliższy przystanek autobusowy i wreszcie mogłem w spokoju zapalić. Wyjąłem fajki z kostki i dostarczyłem organizmowi upragnionej dawki nikotyny. Nawet nie proponowałem reszcie. Jak zawsze stali lekko oddaleni, by ograniczyć nawet wciąganie dymu, który ku ich zadowoleniu zawsze wypuszczałem w drugą stronę.
- Po co palisz?- Marysia jak zawsze próbowała mnie nawrócić. Trzeba przyznać, ma dziewczyna cierpliwość. Albo jest aż tak uparta.- Przecież i tak wypalasz tylko dwa-trzy dziennie.
- Lubię to- Nie potrafiłem inaczej odpowiedzieć.- Zresztą uzależniłem się.
- Jeszcze możesz rzucić- Marysi zawtórował Andrew.
- Nie mam po co- Odparłem jak zawsze bez zastanowienia.
- Nie chcesz być zdrowy?- Blondynka jak zawsze nie dawała za wygraną, ale tym razem była bardziej uparta.- Po drugie, po nich strasznie śmierdzi z buzi.
- Nie całuję się, a mi ten zapach nie przeszkadza- Spokojnie kończyłem papierosa zaciągając się długo i obserwując unoszący się dym. Ten widok w jakiś dziwny sposób mnie ukajał.- Nie mam dla kogo.
- Zrób to dla siebie- Mój przyjaciel również nie zamierzał odpuścić. Tym razem chyba mi się nie upiecze.
- Dla siebie robię inne rzeczy, dla siebie też palę, żeby nie zwariować- Spojrzałem na niego lekko złośliwie.
- To zrób to dla innych by nie musieli tego wdychać- Patrzył na mnie zupełnie poważnie, inaczej niż zawsze, jakbym naprawdę robił coś strasznego.
- Jedynie wy możecie to wdychać, ale nawet tu staram się nie naprzykrzać- Miałem dość tej rozmowy, zdecydowanie za długo już trwała.- Nie mam dla kogo rzucać.
- Masz!- Marysia była rozemocjonowana.- Ty nie wiesz, że nam na tobie zależy?
- Dobra- Powoli się poddawałem. Jak zawsze zresztą.- Kiedyś rzucę.
-Kiedyś?- Andrew znów zabrał głos. Nie odrywał ode mnie zdenerwowanych oczu. Z reguły nie daje zapanować nad sobą uczuciom.- Do końca liceum masz czas...
- I niby dla kogo mam to zrobić?- Wkurzony spojrzałem mu prosto w oczy. Była w nich jakaś obawa o mnie, aż zacząłem się zastanawiać, o co mu właściwie chodzi. Speszony odwrócił szybko wzrok i chyba zauważyłem u niego lekki rumieniec. Być może jestem wredny, ale chciałem wykorzystać to jego zachowanie.- Zrobię to dla ciebie.
- A dla mnie?- Marysia była już ucieszona, ale do pełnego szczęścia brakowało jej jeszcze jednego. Jednak nie zwróciłem na to uwagi obserwując mojego kumpla, który wyraźnie zły i chyba lekko czymś zasmucony zgarnął szybko czarną torbę i wsiadł do swojego autobusu. O dziewczynie przypomniał mi dopiero cios w tył głowy.- Głupek.
- O co ci chodzi?- Naprawdę byłem zły.  Mojego przyjaciela najpewniej coś gnębiło, ale nie powiedział mi, co, a jego kuzynka się mnie uczepiła.- Ludzie, co was napadło?
- Wczoraj zabrali naszego dziadka do szpitala- Usiadła przy mnie na ławce, gdy gasiłem papierosa.- Zrobili mu badania i wyszło, że ma raka płuc. Palił całe życie. Najpewniej leczenie już nic mu nie da.
       Pamiętałem ich dziadka, kiedyś byłem z nimi na wakacjach u niego na wsi. Staruszek był fajny, na tyle na ile go zapamiętałem, oczywiście. Mimo różnicy wieku świetnie się z nami dogadywał i naprawdę zrobiło mi się przykro. Zwłaszcza, że Andrew był z nim bardzo związany.
- Przekaż mu, że go pozdrawiam- Spoglądałem na nadjeżdżający autobus. Wstałem i czekałem aż się zatrzyma i będziemy mogli wejść z Marysią.- Chciałbym go odwiedzić, jeśli można, oczywiście.
- Jasne- Blondynka zajęła miejsce koło mnie, będzie wysiadać jako pierwsza.- Pogadaj jutro z Andrzejem, naprawdę się tym przejął.
- Dobra- Z tym nie było problemu, zwłaszcza, że byliśmy umówieni na wspólne wyjście na festiwal. Może i nasze miasto nie było super duże, ale przynajmniej imprezy miało fajne.- Z tym nigdy nie ma problemu.
       Marysia wysiadła na trzecim przystanku od szkoły, a ja założyłem słuchawki i przesiedziałem jeszcze trzy by zawitać w domu. Zastanawiałem się, czemu Andrzej nie powiedział mi o swoim problemie, ale stwierdziłem, że była to jego decyzja i już jej nie zmienię. Przejrzawszy zeszyty odłożyłem je na półkę czując, że dziś już nic nie dam rady zrobić. Zamknąłem drzwi pokoju, wyszedłem na mały balkon i zacząłem palić. Po dwóch wdechach jednak przekląłem w duchu i zgasiłem fajkę. Jak zawsze wrzuciłem go do małego słoiczka chroniąc trawnik w ogródku sąsiadki z dołu. Wsłuchując się w spokojną piosenkę w słuchawkach dalej ratujących mnie przed niezręczną ciszą wyrzuciłem moją prymitywną popielniczkę do kosza. Po krótkim zastanowieniu założyłem szybko ramoneskę i jakieś czarne trampki, i zbiegłem po schodach by wyrzucić śmieci. Wróciwszy do bloku ominąłem windę, czego raczej nie robię i wbiegłem na czwarte piętro. Chyba naprawdę przestawiam się na zdrowy tryb życia. Jakoś to przeboleję, jeśli to ma pomóc Andrzejowi. Wszedłem do kuchni i wziąłem szklankę soku jabłkowego. Ten napój akurat zawsze piłem. Zajrzałem do lodówki i niezdecydowany czy w ogóle coś jeść zamknąłem ją z powrotem. Poszedłem do pokoju i zamknąłem sobie drzwi. Rodzice pewnie wrócą później, a starszy brat był jeszcze na wakacjach- studencik. Wypiłem sok i odłożywszy szklankę na biurko ległem na łóżku. Ciężkie brzmienia piosenek o smutnych tekstach szybko mnie uśpiły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz