Witam!
Drugi rozdział, mam nadzieję, że ktoś to jednak czyta. Jeśli tak, wielka prośba o komentarze ^^
Rozdział 2-
"W naszym życiu mamy instynkt, by się ruszyć"
Budzik obudził mnie o ósmej przypominając
o czekającym mnie spotkaniu. Umyłem się i uczesałem jasno brązowe włosy, które
i tak same się układały, widocznie były za krótkie by coś kombinować. Widok w
lustrze jednak wciąż przerażał. Zdegustowany stwierdziłem, że mam ochotę
zapalić, ale ograniczyłem się do ponownego umycia zębów. Opłukałem twarz i
stwierdziłem, że chyba jednak nie wyglądam tak źle. Chłód wody orzeźwił skórę i
nawet cienie pod niebieskimi oczami były jakby mniej widoczne. Założyłem jeden
z leżących pod lustrem kolczyków na dolną wargę i złapałem się za krótką
bródkę. Jakby ją tak ściąć? Nie, najwyżej później się nad tym zastanowię. Nie
za dużo tych zmian jak na jeden raz? Wyszedłem z pokoju w rurkach koloru khaki
i czarnej koszulce, po drodze łapiąc moją skórę i parę kanapek ze stołu.
Pożegnałem się szybko i za chwilę jechałem windą. Ups, miałem z tego
zrezygnować. Jednak nadrobiłem ten dystans wracając się do domu po słuchawki.
Za dziesięć minut byłem już w autobusie jadącym do Andrew, gdzie miała też być
Marysia. W drzwiach powitała mnie Aga, młodsza o rok siostra mojego kumpla i
zaproponowała coś na śniadanie. Podziękowałem, ale przysiadłem się do nich do
stołu. Andrzej niespiesznie jadł jajecznicę, tak samo jak Maryśka, która jednak
mimo gadania miała dużo mniej na talerzu. Nie angażowałem się w rozmowę za to
czekałem na kumpla i gdy skończył odniosłem za niego talerz do zlewu. Czułem
się tam jak w drugim domu. Zapukałem do drzwi pokoju Andrew i po zgodzie
wszedłem do środka. Zastałem go bez koszulki i okularów pochylonego nad półką.
- No tak, mamy
czas- Stwierdziłem siadając na jego łóżku i przyglądając się jak wybierać górę
ubrania. Spojrzał na mnie przelotnie i wyjął pierwszą koszulkę z wierzchu.
Uniosłem lekko brwi i gdy zaczął się wyprostowywać chcąc ją założyć zatrzymałem
go kładąc mu rękę na umięśnionych lekko plecach. Poczułem, że pod skórą jego
mięśnie mimowolnie się spięły, ale nie przejąłem się tym i wciąż go dotykając
wyjąłem według mnie lepszą koszulkę. Po mojej dłoni przebiegały przyjemne
dreszcze.
- Jesteś pewny?-
Spojrzał na mnie i na swoją koszulkę. Miała szarawy kolor i nieco dziur. Bez
słów wyjąłem mu jeszcze dżinsową kamizelkę z naszywkami, które kiedyś sam mu
przyszyłem i dżinsy, gdyż czarne, jakie miał na sobie zupełnie tu nie
pasowały.- Ta...
Andrew bez dalszych sprzeciwów przeszedł
do przebierania się i mimo, że znamy się tyle lat, przykro mi było, kiedy
zakrył swe mięśnie. Muszę przyznać, że chłopak jest ponętny i ma się czym
chwalić. Gdy zmieniał spodnie, zająłem się przeglądaniem rzeczy, które miał na
biurku. Słuchawki, długopis, ołówek, komórka, którą zgarnął do kieszeni,
laptop. Teraz to on spoglądał na mnie oczekująco. Jak zawsze włożyłem ręce do
kieszeni i wyszliśmy. Pożegnaliśmy się z jego rodziną i za chwilę jechaliśmy
autobusem do parku.
Park- jeśli można to tak nazywać, był
wielkim ogrodzonym terenem zielonym, zresztą jednym z kilku w naszej
miejscowości, ale ten, jako jedyny, nie miał jeszcze nadanej nazwy. Miał
szerokie żwirowe ścieżki oraz kilka utwardzonych tras doskonałych do jazdy
rowerami i innymi środkami transportu napędzanymi siłą ludzkich mięśni.
Jakkolwiek Marysia uwielbiała przyjeżdżać tu z koleżankami i siostrą Andrew na rolki,
(choć uważam, że był to idealny pretekst do podrywania wysportowanych i
przystojnych gości tego zakątka), tak ja z kumplem w większości nie widzieliśmy
tu nic ciekawego. Podczas upałów było tu mało cienia rzucanego przez nieliczne
drzewa, podczas deszczu raczej rzadko gdziekolwiek wychodziliśmy, a spacer
woleliśmy odfajkować w bliższej naszym domom okolicy. Tak też jedyną dobrą
okazją do odwiedzenia tego miejsca były nieliczne, ale całkiem przyzwoite
imprezy tutaj organizowane. Młodzież z całego miasta, tak samo jak dziś,
zjeżdżała się do tego parku, chcąc na łonie natury i w towarzystwie podobnych
sobie rówieśników rozkoszować się pięknem muzyki. Zarówno ja, jak i moi
towarzysze również słyszeliśmy już muzykę, ale pragnęliśmy znaleźć się jak
najbliżej sceny ustawionej na wielkiej łące. Po drodze mijali nas znajomi ze
szkoły, przywitałem się nawet ze swoim sąsiadem z bloku. Chłopak był młodszy od
nas o dwa lata i właśnie dostał się do liceum, gdzie chodzę z Marysią i
Andrzejem. Przynajmniej jedna miła twarz wśród pierwszaków. Zresztą miła nawet
dla oka, gdyż Julek- mój sąsiad, miał olśniewające wilcze oczy- ich niebieski
odcień rozjaśniał się do środka prawie zanikając tuż przy źrenicy, i długie
brązowe włosy związane w kitkę. Ich stan wskazywał, że właściciel doskonale wie,
co to szampon, szczotka i pewnie odżywka. Andrew jak zawsze niczym niewzruszony
szedł koło mnie przysłuchując się naszej krótkiej rozmowie, a Marysia co i raz
wtrącała podekscytowana uwagi z typu "My się tobą zaopiekujemy" i
"Nie masz o co się martwić".
Julek pożegnał się z nami dopiero
niedaleko sceny i dołączył do swoich kumpli z gimnazjum, którzy podekscytowani
patrzyli na naszą trójkę jakby właśnie ujrzeli gotowe prace domowe.
- Jak znam
życie, następnym razem przywitają nas tylko po to by wybłagać stare
sprawdziany- Jak zawsze moje myśli nie zdołały długo zagościć w głowie.
- Chyba się nie
mylisz- Andrew polerował idealnie czyste szkła w swoich okularach. Robił to
zawsze, gdy czuł się jakby zepchnięty na drugi tor, dlatego posłałem mu
lekkiego kuksańca w bok i uwiesiłem na szyi.
- Czemu moja
księżniczka się denerwuje?- Powiedziałem nadmiernie wydymając usta. Andrzej
patrzył gdzieś w bok, a jego usta lekko się zacisnęły. Zazdrosna?
- O ciebie?-
Uniósł znacznie brwi.- Nie ma o co.
- E, bo będzie
foch!- Skrzyżowałem ręce na piersi. Zauważyłem, że mimo uśmiechu, mój kumpel
miał smutek w oczach, więc spoważniałem. No tak, miałem z nim pogadać.- Jakbyś
chciał pogadać, to wiesz, że ja cię zawsze wysłucham.
- Ta...Wiem-
Błysk w jego oku poinformował mnie, że kumpel dojrzał coś godnego swej uwagi.-
Maryśka, idę na chwilę do Kasi, za chwilę ci ją oddam.
Kuzynka odwróciła się do niego zdziwiona,
gdyż do tej pory najpewniej próbowała dojrzeć swoje koleżanki, ale on już
maszerował w kierunku blondynki o krótkich włosach. Była niższa o niego o
głowę, ale trzy razy energiczniejsza i gdy do niej podszedł wyściskała go i
obcałowała szczodrzej niż zrobiłaby to jego matka wysyłając go na wojnę. Na ten
widok zrobiło mi się jakby przykro i spuściłem wzrok, by więcej nie widzieć
tych umizgów, ale obraz zapisał się już w pamięci. Cholera, przez brak
papierosów zmieniam się w jakąś zazdrosną nastolatkę... Spojrzałem na Maryśkę,
ale ta już machała do swoich przyjaciółek i spojrzała na mnie pytająco.
Uśmiechnąłem się lekko- nasze ciche dialogi. "To co, mogę cię zostawić
samego?"- "Ta, leć". Znaliśmy się tak długi czas, że każde
umiało świetnie zinterpretować reakcję drugiego. Jeszcze chwilę stałem w
miejscu przyglądając się jak dziewczyna wita się z koleżankami i poszedłem w
tłum próbując odnaleźć kogoś znajomego. Nie było to takie trudne zadanie.
Znalazłem parę osób z gimnazjum pijących na trawie piwo i żartujących w
najlepsze. Zaskoczeni, ale szczęśliwi zaprosili mnie do swojego grona i już za
chwile wypytywali o wakacje, szkołę, kumpli. Ten ostatni temat zmusił mnie do
rozejrzenia się wokół, ale całe szczęście nie zauważyłem drażniącego mnie obiektu,
jakim była mała blondynka. Wcześniej mnie nie denerwowała, ale chyba myśl, że
Andrew znalazł kogoś, z kim najpewniej mógłby chodzić jakoś mnie do niej
zrażała. Chyba byłem naprawdę zazdrosny, bo w sumie to dziewczynę lubiłem, ale
jej atak czułości względem mojego przyjaciela sprawił, że miałem ochotę każdą
zbliżającą się do niego osobę zatłuc i zakopać. Jak na razie zwalałem też dużą
część winy na brak nikotyny.
Moje towarzystwo powoli podchmielało się
coraz bardziej, ale tylko do granic przyzwoitości, jednak ja mimo wszystko
starałem się powoli od nich odczepić. Nie przeszkadzało mi kilka lekko
podpitych osób, ale było już popołudnie, a mimo wszystko miałem jeszcze zamiar
pogadać z przyjacielem. Podziękowałem im za wspólnie spędzony czas i obiecałem
się jeszcze odezwać, czy umówić. Jako pierwszą znalazłem Marysię w towarzystwie
Agi, która przyszła nieco po nas. Siedziały na uboczu na ławce, trzymając
niedokończone frytki, które na moje oko były jeszcze ciepłe.
- Mm, macie
żarełko- Mój brzuch mi zawtórował.- Jecie?
- A ty zjesz?-
Dziewczyny razem podsunęły mi pudełka. Nie wiedząc, co zrobić wytrzeszczyłem
oczy niedowierzając ich ofiarności. Aga sprostowała sytuację.- Nie
wiedziałyśmy, że aż tyle nam nałożą.
- No dobra,
dobra, tylko się przesuńcie- Wepchnąłem mój zadek pomiędzy nie, tak żeby mieć
dostęp do obydwu porcji.- Dawać mi to!
Dziewczyny zaatakowały moje bębenki uszne
radosnym piskiem i już po chwili zasypywały mnie nowinkami zasłyszanymi od
koleżanek. Co jakiś czas któraś podawała mi frytkę jakbym przy ich jedzeniu za
bardzo się męczył. Na koniec naprawdę nie mogłem już za wiele w siebie
wepchnąć, ale dziewczyny odważnie wpychały mi jedzenie do ust. Wpychały, to
może za mocne słowo. Karmiły niczym małe dziecko, ale w mojej wyobraźni było to
tuczenie świni na rzeź. Jednak bojąc się sprzeciwić odbierałem pokarm raz od
jednej, a raz od drugiej. Kątem oka zauważyłem też niedaleko Andrzeja wciąż
zajętego Kasią. Starałem się tym nie przejmować i dalej zagryzałem podawane
frytki, aż w pudełeczku każdej z dziewczyn nie zostało po jednym ziemniaczanym
paluszku. Dopingowany przez moje towarzyszki niedoli wziąłem je do ręki i już
sam starałem się je wepchnąć do mojej buzi teatralnie przy tym dramatyzując.
Gdy już zamknąłem oczy i niby umierając miałem zamiar ostatecznie się z nimi
rozprawić poczułem tuż przy swojej twarzy jakieś ciepło, a na palcach przyjemny
dotyk czyichś ust. Zdezorientowany podniosłem powieki i natknąłem się na wzrok
Andrew, który z nieukrywaną przyjemnością i jakimś wyzwaniem w oczach gryzł
moje niedoszłe ofiary.
- Możesz dalej
żyć spokojnie- Wyprostował się, a za jego plecami ujrzałem Kasię, która
zakrywała dłońmi czerwone policzki i patrzyła się na nas podekscytowanym
wzrokiem.- Te dwie frytki już nigdy ci nie zagrożą.
Marysia ucałowała nas obydwu w policzki
dziękując za wybawienie jej sumienia ( w końcu ludzie na świecie naprawdę
głodują), a Aga rechotała ze śmiechu i planowała jakbyśmy wyglądali w scenie z
"Zakochanego kundla". Nie chciałem jej przypominać, że co prawda
nieczęsto, ale potrafiliśmy z Andrew jeść sobie z rąk. Głównie, gdy nie
chcieliśmy przegrać kłótni o jakiś smaczny kąsek.
W doborowych nastrojach ruszyliśmy do
domu Andrew. W autobusie zajęliśmy miejsca z tyłu, tak by móc swobodnie
rozmawiać. Przyglądało nam się parę zniesmaczonych staruszek, ale na szczęście
nie komentowały naszego bytu, zwłaszcza, że niedługo wsiadła nieco od nas
mniejsza, ale za to głośniejsza grupka. Roześmiani szliśmy do bloku Andrzeja.
Nie zmieściliśmy się wszyscy do windy, więc ustąpiłem dziewczynom miejsca, a
sam wbiegłem na piąte piętro goniąc znajomych. Zziajany, ale szczęśliwy
czekałem na nich po drzwiami opierając ręce na kolanach. Udaliśmy się do pokoju
Andrzeja i tam dalej prowadziliśmy naszą rozmowę. Nawijaliśmy o głupotach,
wymienialiśmy się z żartami, a czasem puszczaliśmy jakieś głupie filmiki na YouTube.
Nawet mimo początkowej niechęci nawiązałem nikły kontakt z Kasią i zgadaliśmy się,
co do mang. Zarówno ja jak i ona je czytaliśmy i dodatkowo oglądaliśmy anime.
Co prawda ja nie uważam się za znawcę, ale z chęcią słuchałem jak używała
właściwych mandze pojęć, które dla mnie szybko tłumaczyła.
- Wolisz yuri
czy yaoi?- Spojrzałem na nią zdezorientowany. Wciąż mi się myliły pojęcia, a ja
sam poruszałem się raczej po znanych tytułach. Kasia rozejrzała się po pokoju i
lekko nachyliła do mojego ucha.- Yuri jest o miłości dziewczyny do dziewczyny,
a yaoi o chłopięcej...No wiesz.
- Nie wiem-
Uśmiechnąłem się. Cóż, pora odwiedzić ciocię Wikipedię i poduczyć się o tych
wszystkich gatunkach.- Wiesz, że zacofany jestem.
- Och, nie tak
bardzo- Uśmiechnęła się uroczo, gdy przysunęła się do nas Marysia. Siedzieliśmy
we trójkę teraz na podłodze, a pozostała dwójka na łóżku.- Maryśka lubi
wszelkie gatunki pomijając yuri, Aga ogląda głównie sportowe anime lub o bohaterach,
ale też yaoi, a ja... Ja mam bzika na punkcie yaoi!
- Kasia- Moja
przyjaciółka posłała jej sójkę w bok.- Nie zdradzaj naszych tajemnic. Jeszcze
przeczyta jakieś i się nas zacznie bać, albo co.
- Nie zacznę-
Chciałem zarzucić jej rękę na ramię, ale między nas wcisnął się Andrzej.
Agnieszka zajęła miejsce między dziewczynami i powoli zaczynały własne tematy.-
A ty Andrew, jakie mangi czytasz?
- Nie lubię
tego, wolę zwykłe książki- Patrzył na dywan przed sobą.- Ale ostatnio nie mam
co czytać.
- Mogę ci
podesłać kilka fajnych opowiadań online!- Kasia była szczęśliwa, że może się
przydać.- A tobie, Filip, mangi!
- Ok-
Powiedzieliśmy jednogłośnie. Ja radośnie, on ze zwykłym sobie spokojem.
- Dobra chłopaki,
idziemy na ploty do mnie do pokoju.- Aga oświadczyła nam wskazując na dwie
pozostałe dziewczyny. Zgodnie wstały z podłogi i wyszły z pokoju. Marysia
opuściła go jako ostatnia i jeszcze w drzwiach spojrzała na mnie zmartwionym
wzrokiem. To była moja chwila, by pogadać z kumplem.
- Andrew,
Maryśka mówiła, że coś nie tak z waszym dziadkiem.- Zacząłem powoli wpatrując
się w ścianę. Potrzebowałem nieruchomego, nieciekawego obiektu, który zmusi mój
mózg do dobierania słów. Najbardziej nie chciałem zranić kumpla.
- Pewnie już ci
też powiedziała, że ma raka płuc- Stanął przy oknie i obserwował pojawiające
się gwiazdy.- Skoro wszystko wiesz, po co pytasz?
- Jesteś moim
przyjacielem- Jego słowa zakłuły mnie w serce, ale odważnie oparłem się koło
niego o parapet.- Po drugie, może masz ochotę pogadać?
- Sam nie wiem,
on przecież jeszcze żyje- Był nad wyraz opanowany i cichy, ledwo dosłyszałem
jego słowa.- To tylko choroba, prawda?
- Prawda- W
ostatniej chwili powstrzymałem się by nie powtórzyć słów Marysi.- Zawsze można
spróbować ją leczyć.
- Myślisz?-
Wyczułem zdenerwowanie w jego głosie. Wreszcie uczucie, do którego można się
ustosunkować.- Podobno już jest za późno...
- Jeśli nawet za
późno na leczenie, to nie na zdrowienie- Odwróciłem się wbijając w niego wzrok.
Zauważyłem, że w kącikach jego oczu powoli zbierały się łzy. Naprawdę był
związany z dziadkiem.- Hej, Andrew, przecież cuda się zdarzają, może on będzie
jednym z nich?
Wreszcie na mnie spojrzał. Szybko zdjął
okulary i wytarł oczy opuszczając twarz. Powoli go objąłem, tak po
przyjacielsku, ale zawsze jakoś delikatniej. Wbił głowę w moje ramię i uspokoił
oddech.
- Wiesz nie
widziałem cię dziś jak palisz- Znów powrócił do dawnego spokoju, ale wciąż nie
odrywał się ode mnie. Co dziwne nie przeszkadzało mi to i stałem w bezruchu nie
chcąc zakłócić naszej spokojnej chwili.
- Nie paliłem
dzisiaj- Powiedziałem wpatrując się w gwiazdy.- Rzucam.
- Dla mnie?-
Wyczułem w tym pytaniu lekką ironię, ale też i szczęście, że w końcu wziąłem
sobie ich słowa do serca.
- A dla kogo
innego?- Wyszczerzyłem głupio zęby, gdy spojrzał na mnie zdziwiony. On też
lekko się uśmiechnął. W sumie to rzadko byliśmy tacy wylewni, ale czasem
człowiek musi, prawda?
Zadzwoniłem. Spytałem też rodziców Andrew
i po zgodzie wszystkich wróciłem do pokoju kumpla. Chłopak wciąż wyglądał przez
okno, więc nie pytając zajrzałem do jego szafki. Wyjąłem sobie lekką, zwiewną
koszulkę bez rękawów z logo jego ulubionego zespołu i obcięte za kolano dresy.
Poszedłem się umyć, a gdy wróciłem czekało mnie posłanie na podłodze. Nie
przeszkadzało mi spanie tam, wręcz nawet to lubiłem. Andrew wyjął swoją pidżamę
i także ruszył do łazienki. Położyłem się i podłożyłem ręce pod głowę. Było mi przyjemnie chłodno. Przez otwarte okno
wdzierało się nocne powietrze. Andrew zastał mnie zamyślonego i delikatnie
kopnął w gołą stopę.
- Nie zimno ci?-
Spojrzał na mnie zdziwiony. Odłożył okulary na biurko i położył się na łóżku.
Zostawił dla mnie otwarte okno, ale sam nakrył się po uszy kołdrą.- Nad czym
myślisz?
- Tak sobie- Tak
naprawdę to nie mogłem pozbierać myśli, które krążyły wokół zbyt wielu
tematów.- O wszystkim.
- Znów nie
możesz się skupić?- W jego głosie kryła się ironia. Kryła? Cóż, ja zawsze ją
wyczuwałem, więc uśmiechnąłem się lekko.
- Tak jakby?-
Lekko z niego zakpiłem i posłałem mu całusa. Uśmiechnął się do sufitu i
smacznie ziewnął. Zachichotałem- przypominał mi wtedy małego psiaka. Zażenowany
spojrzał na mnie. Zawsze udawał takiego poważnego, ale ja wiedziałem, że
potrafi być nieprzyzwoicie uroczy. Zachichotałem po raz drugi.- Ej, no!
Przestań, to krępujące!
-
Ka-ka-ka-kawaiiii!- Przedrzeźniłem modną piosenkę.- Jesteś przeuroczy!
- Nie mów tak
nawet, chłopak uroczy?- Spojrzał na mnie niby lekko zdziwiony.
- A ty, co
udajesz, że nigdy tak nie pomyślałeś?- Wyrwało mi się zanim ugryzłem się w
język. Musiałem jakoś wybrnąć.- Nie no, o jakimś maluchu, co wyglądał jak
dziewczynka, wiesz, ta podstawówka!
- Ta, ta, w
sumie- Chyba podjął grę. Teraz szybko zapomnimy moją wpadkę i wszystko będzie w
porządku.- Ty dzisiaj w ogóle nie zapaliłeś?
- No!- Uniosłem
się na łokciach dumny z siebie. Plus, nadeszła odsiecz w formie nowego tematu.
Jak zawsze po moich wpadkach, Andrew wiedział jak wybrnąć.- Zresztą, po co
miałbym kłamać?
- Nie wiem, w
sumie zawsze robisz co chcesz i nie bardzo się przejmujesz co inni do ciebie
mówią- Szczery jak zawsze, ale czy nie tacy mają być przyjaciele?- Nie chce ci
się? Nawet trochę?
- Chce, nawet
nieźle, ale nie namawiaj tak!- Pokiwałem na niego karcąco palcem.- Nie
sprowadzaj mnie sam z powrotem na ciemną stronę mocy.
Zaśmiał się cicho i znów spojrzał na
sufit. Potrafił przesiedzieć wpatrzony w jeden punkt całe godziny, w
odróżnieniu do mnie. Sam również spojrzałem na tę iście fascynującą
powierzchnię i stwierdziłem, że jak zawsze, ja nic tam nie widzę. Z ciekawością
zaś przerzuciłem swój wzrok na mojego kumpla, który właśnie głęboko odetchnął.
- No?- Spytałem
zaciekawiony kłębiących się w nim myśli.
- Co no?-
Najwyraźniej nie zrozumiał moich intencji.- Tak sobie myślę.
- Nad czym?- Drugie,
co nas różni- on zawsze myśli o jednej rzeczy.
- Nad pewną
sprawą.- Zabolało mnie, że nie chciał mi powiedzieć, co go znowu dręczy, ale
przecież nie będę go ciągnął za język.- Kiedyś ci powiem.
- Byle szybko,
nie chcę znów się dowiedzieć od kogoś innego- Mimo, że nie osiągnąłem swojego
celu, uśmiechnąłem się do niego, żeby go trochę uspokoić. Jak widać mój
przyjaciel miał więcej zmartwień i tajemnic niż myślałem.- To co, śpimy?
- Wypadałoby.-
Andrew spojrzał na mnie znacząco. Wstałem i zgasiłem światło. "Nocujesz- usługujesz"-
no wiem, głupia zasada, ale jakoś się sprawdza od wielu lat. Położyłem się z
powrotem i jak zawsze ograniczony możliwościami mojego umysłu szybko usnąłem
nie myśląc nad sensem świata czy innymi mogącymi mnie interesować rzeczami.
Przekręciłem się na plecy i zniesmaczony
stwierdziłem, że już nie śpię. Mlasnąłem i głośno odetchnąłem. Muszę jakoś
przedłużyć ten stan. Przekręciłem się przytulając mocno poduszkę i spod na wpół
przymkniętych powiek zauważyłem, że ktoś mi się przygląda. Andrew patrzył na
mnie również zaspany i jakby na powrót zasypiał. Sowa- zawsze późno zasypiał,
uwielbiał pracować w nocy i nie cierpiał wcześnie wstawać. Ja za to byłem
rannym ptaszkiem. Tylko nie w weekendy. Spojrzałem na kumpla. Miał rozchylone
usta i oddychał powoli, ale był jakby czymś zajęty.
- Czyżbyś
korzystając, że raz w życiu obudziłeś się wcześniej ode mnie, haniebnie oglądał
mnie śpiącego?- Uniosłem brwi w drwiącym uśmiechu. To ja go zawsze musiałem
budzić.- Ty zboczuchu, wstajemy!
- Nie jestem
zboczuchem- Ziewnął i wbił twarz w poduszkę.- Nie wstaję, jest niedziela.
- To nie
oznacza, że masz się lenić w łóżku!- Poderwałem się do góry, wykonałem trzy
skłony i przysiad, żeby rozbudzić się do końca, po czym zacząłem składać swoje
prymitywne posłanie.- Już, już, nie każ mi powtarzać!
Andrew mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, więc odłożyłam pościel na
bok i na palcach podeszłam do krawędzi jego łóżka. Upewniłem się też, że nie
wstanie mimo moich próśb i zaplanowałem szybki sposób na zmuszenie go do tego.
- Łokietek!-
Rzuciłem się na niego niby wrestlingowiec z łokciem skierowanym w dół, ale tak
by wylądował na pustej części materaca przy boku kumpla. Sam zaś uwaliłem się
na niego brzuchem, a nogi skuliłem tak by zmieścić je również na łóżku.-
Wstajesz?
- Teraz tym
bardziej nie dam rady- Wysapał w poduszkę. Przysunąłem głowę do jego twarzy z
miną niewiniątka.- Złaź ze mnie!
- A wstaniesz?-
Udawałem, że wciąż nie wiem, o co mu chodzi.- Bo jak nie, to wiesz...Wiem gdzie
masz łaskotki!
- Nie próbuj
nawet, nieee!- Ostatnie słowo wydłużył nienaturalnie i zaczął piszczeć.- Nie,
przestań!
- Wstawaj!-
Zabrałem z niego moje grube cielsko i dalej łaskotałem go stojąc przy łóżku
póki wijąc się pod moimi dłońmi nie usiadł. Zabrałem wtedy ręce i równie
rozbawiony co on sięgnąłem do jego szafy z ciuchami. Wyjąłem mu jasną koszulkę
z nadrukiem i dżinsy, i rzuciłem wprost na jego głowę. Dopiero, gdy do zestawu
dołączyły bokserki i skarpetki zdjął wszystko z głowy i chwiejącym się z deczka
krokiem ruszył do łazienki. Ja sam niestety musiałem się zadowolić wczorajszymi
ciuchami. Co prawda nosiliśmy te same rozmiary, ale nie miałbym mu jak oddać
ubrań. I tak miałem niedługo znaleźć się w domu, więc mogłem sobie pozwolić na
chwilę nieświeżości. Zająłem łazienkę tuż po Andrew. Chłopak zaś poszedł do
kuchni i zajął się naszym śniadaniem. Była godzina 10 i jego rodzice gdzieś
wyszli, a siostra spała. Dosiadłem się do stołu i złapałem gotowego tosta.
- Gdzie
rodzice?- Mimo wszystko zżerała mnie ciekawość.
- Pewnie u
dziadka.- Andrew był na powrót spokojny i opanowany.
- Zawsze
jeździcie w niedziele?- Przypomniałem sobie, że przecież też miałem go
odwiedzić.
- Nie, ale to
stały dzień.- Powoli jadł tosta, a ja zastanawiałem się czy nie jest głodny, czy
po prostu mniej je. Ja jadłem już kolejnego, kiedy on ledwo zaczął pierwszego.-
Czasem uda się kilka razy w tygodniu.
- Mów jak
będziecie mieli kolejną okazję, zabrałbym się z wami- Musiałem o sobie
przypomnieć.- Chyba, że to problem.
- Nie, jasne, że
nie- Zjadł i odstawił talerz na bok.- Zadzwonię jak będę coś wiedział, albo ci
napiszę.
- Dzięki!-
Sięgnąłem po kolejnego tosta, chyba już czwartego.- To, co dziś robimy?
- Musisz się
przebrać i możemy wyciągnąć gdzieś Maryśkę, jeśli jest w domu.- Patrzył na
obraz w salonie. Swoją drogą namalowała go mama Marysi i prezentował się nawet
ładnie. Nigdy nie przepadałem za malarstwem, ale to było przyjemne dla oka.
Autorka uchwyciła na nim bukiecik przekwitłych mleczy umiejętnie ukazując ich
delikatne nasionka.
- Dobra, tylko
zmyję naczynia.- Zgarnąłem talerze i przeszedłem do kuchni. Za chwilę ubrany w
ramoneskę zbiegałem ze schodów ku zdziwieniu mojego kumpla. Zaczekałem na niego
na dole aż zjechał windą i poszliśmy na autobus, który jechał do mnie do domu.
Przez całą drogę wiedliśmy wielce intrygującą rozmowę o jakże interesujących
wydarzeniach w szkole, które jednak ze względu na swą wagę niewarte są w ogóle
uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz