niedziela, 11 stycznia 2015

Witam!
Drugi rozdział, mam nadzieję, że ktoś to jednak czyta. Jeśli tak, wielka prośba o komentarze ^^
Rozdział 2- "W naszym życiu mamy instynkt, by się ruszyć" 
               Miyavi-"Horizon"
       Budzik obudził mnie o ósmej przypominając o czekającym mnie spotkaniu. Umyłem się i uczesałem jasno brązowe włosy, które i tak same się układały, widocznie były za krótkie by coś kombinować. Widok w lustrze jednak wciąż przerażał. Zdegustowany stwierdziłem, że mam ochotę zapalić, ale ograniczyłem się do ponownego umycia zębów. Opłukałem twarz i stwierdziłem, że chyba jednak nie wyglądam tak źle. Chłód wody orzeźwił skórę i nawet cienie pod niebieskimi oczami były jakby mniej widoczne. Założyłem jeden z leżących pod lustrem kolczyków na dolną wargę i złapałem się za krótką bródkę. Jakby ją tak ściąć? Nie, najwyżej później się nad tym zastanowię. Nie za dużo tych zmian jak na jeden raz? Wyszedłem z pokoju w rurkach koloru khaki i czarnej koszulce, po drodze łapiąc moją skórę i parę kanapek ze stołu. Pożegnałem się szybko i za chwilę jechałem windą. Ups, miałem z tego zrezygnować. Jednak nadrobiłem ten dystans wracając się do domu po słuchawki. Za dziesięć minut byłem już w autobusie jadącym do Andrew, gdzie miała też być Marysia. W drzwiach powitała mnie Aga, młodsza o rok siostra mojego kumpla i zaproponowała coś na śniadanie. Podziękowałem, ale przysiadłem się do nich do stołu. Andrzej niespiesznie jadł jajecznicę, tak samo jak Maryśka, która jednak mimo gadania miała dużo mniej na talerzu. Nie angażowałem się w rozmowę za to czekałem na kumpla i gdy skończył odniosłem za niego talerz do zlewu. Czułem się tam jak w drugim domu. Zapukałem do drzwi pokoju Andrew i po zgodzie wszedłem do środka. Zastałem go bez koszulki i okularów pochylonego nad półką.
- No tak, mamy czas- Stwierdziłem siadając na jego łóżku i przyglądając się jak wybierać górę ubrania. Spojrzał na mnie przelotnie i wyjął pierwszą koszulkę z wierzchu. Uniosłem lekko brwi i gdy zaczął się wyprostowywać chcąc ją założyć zatrzymałem go kładąc mu rękę na umięśnionych lekko plecach. Poczułem, że pod skórą jego mięśnie mimowolnie się spięły, ale nie przejąłem się tym i wciąż go dotykając wyjąłem według mnie lepszą koszulkę. Po mojej dłoni przebiegały przyjemne dreszcze.
- Jesteś pewny?- Spojrzał na mnie i na swoją koszulkę. Miała szarawy kolor i nieco dziur. Bez słów wyjąłem mu jeszcze dżinsową kamizelkę z naszywkami, które kiedyś sam mu przyszyłem i dżinsy, gdyż czarne, jakie miał na sobie zupełnie tu nie pasowały.- Ta...
       Andrew bez dalszych sprzeciwów przeszedł do przebierania się i mimo, że znamy się tyle lat, przykro mi było, kiedy zakrył swe mięśnie. Muszę przyznać, że chłopak jest ponętny i ma się czym chwalić. Gdy zmieniał spodnie, zająłem się przeglądaniem rzeczy, które miał na biurku. Słuchawki, długopis, ołówek, komórka, którą zgarnął do kieszeni, laptop. Teraz to on spoglądał na mnie oczekująco. Jak zawsze włożyłem ręce do kieszeni i wyszliśmy. Pożegnaliśmy się z jego rodziną i za chwilę jechaliśmy autobusem do parku.
       Park- jeśli można to tak nazywać, był wielkim ogrodzonym terenem zielonym, zresztą jednym z kilku w naszej miejscowości, ale ten, jako jedyny, nie miał jeszcze nadanej nazwy. Miał szerokie żwirowe ścieżki oraz kilka utwardzonych tras doskonałych do jazdy rowerami i innymi środkami transportu napędzanymi siłą ludzkich mięśni. Jakkolwiek Marysia uwielbiała przyjeżdżać tu z koleżankami i siostrą Andrew na rolki, (choć uważam, że był to idealny pretekst do podrywania wysportowanych i przystojnych gości tego zakątka), tak ja z kumplem w większości nie widzieliśmy tu nic ciekawego. Podczas upałów było tu mało cienia rzucanego przez nieliczne drzewa, podczas deszczu raczej rzadko gdziekolwiek wychodziliśmy, a spacer woleliśmy odfajkować w bliższej naszym domom okolicy. Tak też jedyną dobrą okazją do odwiedzenia tego miejsca były nieliczne, ale całkiem przyzwoite imprezy tutaj organizowane. Młodzież z całego miasta, tak samo jak dziś, zjeżdżała się do tego parku, chcąc na łonie natury i w towarzystwie podobnych sobie rówieśników rozkoszować się pięknem muzyki. Zarówno ja, jak i moi towarzysze również słyszeliśmy już muzykę, ale pragnęliśmy znaleźć się jak najbliżej sceny ustawionej na wielkiej łące. Po drodze mijali nas znajomi ze szkoły, przywitałem się nawet ze swoim sąsiadem z bloku. Chłopak był młodszy od nas o dwa lata i właśnie dostał się do liceum, gdzie chodzę z Marysią i Andrzejem. Przynajmniej jedna miła twarz wśród pierwszaków. Zresztą miła nawet dla oka, gdyż Julek- mój sąsiad, miał olśniewające wilcze oczy- ich niebieski odcień rozjaśniał się do środka prawie zanikając tuż przy źrenicy, i długie brązowe włosy związane w kitkę. Ich stan wskazywał, że właściciel doskonale wie, co to szampon, szczotka i pewnie odżywka. Andrew jak zawsze niczym niewzruszony szedł koło mnie przysłuchując się naszej krótkiej rozmowie, a Marysia co i raz wtrącała podekscytowana uwagi z typu "My się tobą zaopiekujemy" i "Nie masz o co się martwić".
       Julek pożegnał się z nami dopiero niedaleko sceny i dołączył do swoich kumpli z gimnazjum, którzy podekscytowani patrzyli na naszą trójkę jakby właśnie ujrzeli gotowe prace domowe.
- Jak znam życie, następnym razem przywitają nas tylko po to by wybłagać stare sprawdziany- Jak zawsze moje myśli nie zdołały długo zagościć w głowie.
- Chyba się nie mylisz- Andrew polerował idealnie czyste szkła w swoich okularach. Robił to zawsze, gdy czuł się jakby zepchnięty na drugi tor, dlatego posłałem mu lekkiego kuksańca w bok i uwiesiłem na szyi.
- Czemu moja księżniczka się denerwuje?- Powiedziałem nadmiernie wydymając usta. Andrzej patrzył gdzieś w bok, a jego usta lekko się zacisnęły. Zazdrosna?
- O ciebie?- Uniósł znacznie brwi.- Nie ma o co.
- E, bo będzie foch!- Skrzyżowałem ręce na piersi. Zauważyłem, że mimo uśmiechu, mój kumpel miał smutek w oczach, więc spoważniałem. No tak, miałem z nim pogadać.- Jakbyś chciał pogadać, to wiesz, że ja cię zawsze wysłucham.
- Ta...Wiem- Błysk w jego oku poinformował mnie, że kumpel dojrzał coś godnego swej uwagi.- Maryśka, idę na chwilę do Kasi, za chwilę ci ją oddam.
       Kuzynka odwróciła się do niego zdziwiona, gdyż do tej pory najpewniej próbowała dojrzeć swoje koleżanki, ale on już maszerował w kierunku blondynki o krótkich włosach. Była niższa o niego o głowę, ale trzy razy energiczniejsza i gdy do niej podszedł wyściskała go i obcałowała szczodrzej niż zrobiłaby to jego matka wysyłając go na wojnę. Na ten widok zrobiło mi się jakby przykro i spuściłem wzrok, by więcej nie widzieć tych umizgów, ale obraz zapisał się już w pamięci. Cholera, przez brak papierosów zmieniam się w jakąś zazdrosną nastolatkę... Spojrzałem na Maryśkę, ale ta już machała do swoich przyjaciółek i spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się lekko- nasze ciche dialogi. "To co, mogę cię zostawić samego?"- "Ta, leć". Znaliśmy się tak długi czas, że każde umiało świetnie zinterpretować reakcję drugiego. Jeszcze chwilę stałem w miejscu przyglądając się jak dziewczyna wita się z koleżankami i poszedłem w tłum próbując odnaleźć kogoś znajomego. Nie było to takie trudne zadanie. Znalazłem parę osób z gimnazjum pijących na trawie piwo i żartujących w najlepsze. Zaskoczeni, ale szczęśliwi zaprosili mnie do swojego grona i już za chwile wypytywali o wakacje, szkołę, kumpli. Ten ostatni temat zmusił mnie do rozejrzenia się wokół, ale całe szczęście nie zauważyłem drażniącego mnie obiektu, jakim była mała blondynka. Wcześniej mnie nie denerwowała, ale chyba myśl, że Andrew znalazł kogoś, z kim najpewniej mógłby chodzić jakoś mnie do niej zrażała. Chyba byłem naprawdę zazdrosny, bo w sumie to dziewczynę lubiłem, ale jej atak czułości względem mojego przyjaciela sprawił, że miałem ochotę każdą zbliżającą się do niego osobę zatłuc i zakopać. Jak na razie zwalałem też dużą część winy na brak nikotyny.
       Moje towarzystwo powoli podchmielało się coraz bardziej, ale tylko do granic przyzwoitości, jednak ja mimo wszystko starałem się powoli od nich odczepić. Nie przeszkadzało mi kilka lekko podpitych osób, ale było już popołudnie, a mimo wszystko miałem jeszcze zamiar pogadać z przyjacielem. Podziękowałem im za wspólnie spędzony czas i obiecałem się jeszcze odezwać, czy umówić. Jako pierwszą znalazłem Marysię w towarzystwie Agi, która przyszła nieco po nas. Siedziały na uboczu na ławce, trzymając niedokończone frytki, które na moje oko były jeszcze ciepłe.
- Mm, macie żarełko- Mój brzuch mi zawtórował.- Jecie?
- A ty zjesz?- Dziewczyny razem podsunęły mi pudełka. Nie wiedząc, co zrobić wytrzeszczyłem oczy niedowierzając ich ofiarności. Aga sprostowała sytuację.- Nie wiedziałyśmy, że aż tyle nam nałożą.
- No dobra, dobra, tylko się przesuńcie- Wepchnąłem mój zadek pomiędzy nie, tak żeby mieć dostęp do obydwu porcji.- Dawać mi to!
       Dziewczyny zaatakowały moje bębenki uszne radosnym piskiem i już po chwili zasypywały mnie nowinkami zasłyszanymi od koleżanek. Co jakiś czas któraś podawała mi frytkę jakbym przy ich jedzeniu za bardzo się męczył. Na koniec naprawdę nie mogłem już za wiele w siebie wepchnąć, ale dziewczyny odważnie wpychały mi jedzenie do ust. Wpychały, to może za mocne słowo. Karmiły niczym małe dziecko, ale w mojej wyobraźni było to tuczenie świni na rzeź. Jednak bojąc się sprzeciwić odbierałem pokarm raz od jednej, a raz od drugiej. Kątem oka zauważyłem też niedaleko Andrzeja wciąż zajętego Kasią. Starałem się tym nie przejmować i dalej zagryzałem podawane frytki, aż w pudełeczku każdej z dziewczyn nie zostało po jednym ziemniaczanym paluszku. Dopingowany przez moje towarzyszki niedoli wziąłem je do ręki i już sam starałem się je wepchnąć do mojej buzi teatralnie przy tym dramatyzując. Gdy już zamknąłem oczy i niby umierając miałem zamiar ostatecznie się z nimi rozprawić poczułem tuż przy swojej twarzy jakieś ciepło, a na palcach przyjemny dotyk czyichś ust. Zdezorientowany podniosłem powieki i natknąłem się na wzrok Andrew, który z nieukrywaną przyjemnością i jakimś wyzwaniem w oczach gryzł moje niedoszłe ofiary.
- Możesz dalej żyć spokojnie- Wyprostował się, a za jego plecami ujrzałem Kasię, która zakrywała dłońmi czerwone policzki i patrzyła się na nas podekscytowanym wzrokiem.- Te dwie frytki już nigdy ci nie zagrożą.
       Marysia ucałowała nas obydwu w policzki dziękując za wybawienie jej sumienia ( w końcu ludzie na świecie naprawdę głodują), a Aga rechotała ze śmiechu i planowała jakbyśmy wyglądali w scenie z "Zakochanego kundla". Nie chciałem jej przypominać, że co prawda nieczęsto, ale potrafiliśmy z Andrew jeść sobie z rąk. Głównie, gdy nie chcieliśmy przegrać kłótni o jakiś smaczny kąsek.
       W doborowych nastrojach ruszyliśmy do domu Andrew. W autobusie zajęliśmy miejsca z tyłu, tak by móc swobodnie rozmawiać. Przyglądało nam się parę zniesmaczonych staruszek, ale na szczęście nie komentowały naszego bytu, zwłaszcza, że niedługo wsiadła nieco od nas mniejsza, ale za to głośniejsza grupka. Roześmiani szliśmy do bloku Andrzeja. Nie zmieściliśmy się wszyscy do windy, więc ustąpiłem dziewczynom miejsca, a sam wbiegłem na piąte piętro goniąc znajomych. Zziajany, ale szczęśliwy czekałem na nich po drzwiami opierając ręce na kolanach. Udaliśmy się do pokoju Andrzeja i tam dalej prowadziliśmy naszą rozmowę. Nawijaliśmy o głupotach, wymienialiśmy się z żartami, a czasem puszczaliśmy jakieś głupie filmiki na YouTube. Nawet mimo początkowej niechęci nawiązałem nikły kontakt z Kasią i zgadaliśmy się, co do mang. Zarówno ja jak i ona je czytaliśmy i dodatkowo oglądaliśmy anime. Co prawda ja nie uważam się za znawcę, ale z chęcią słuchałem jak używała właściwych mandze pojęć, które dla mnie szybko tłumaczyła.
- Wolisz yuri czy yaoi?- Spojrzałem na nią zdezorientowany. Wciąż mi się myliły pojęcia, a ja sam poruszałem się raczej po znanych tytułach. Kasia rozejrzała się po pokoju i lekko nachyliła do mojego ucha.- Yuri jest o miłości dziewczyny do dziewczyny, a yaoi o chłopięcej...No wiesz.
- Nie wiem- Uśmiechnąłem się. Cóż, pora odwiedzić ciocię Wikipedię i poduczyć się o tych wszystkich gatunkach.- Wiesz, że zacofany jestem.
- Och, nie tak bardzo- Uśmiechnęła się uroczo, gdy przysunęła się do nas Marysia. Siedzieliśmy we trójkę teraz na podłodze, a pozostała dwójka na łóżku.- Maryśka lubi wszelkie gatunki pomijając yuri, Aga ogląda głównie sportowe anime lub o bohaterach, ale też yaoi, a ja... Ja mam bzika na punkcie yaoi!
- Kasia- Moja przyjaciółka posłała jej sójkę w bok.- Nie zdradzaj naszych tajemnic. Jeszcze przeczyta jakieś i się nas zacznie bać, albo co.
- Nie zacznę- Chciałem zarzucić jej rękę na ramię, ale między nas wcisnął się Andrzej. Agnieszka zajęła miejsce między dziewczynami i powoli zaczynały własne tematy.- A ty Andrew, jakie mangi czytasz?
- Nie lubię tego, wolę zwykłe książki- Patrzył na dywan przed sobą.- Ale ostatnio nie mam co czytać.
- Mogę ci podesłać kilka fajnych opowiadań online!- Kasia była szczęśliwa, że może się przydać.- A tobie, Filip, mangi!
- Ok- Powiedzieliśmy jednogłośnie. Ja radośnie, on ze zwykłym sobie spokojem.
- Dobra chłopaki, idziemy na ploty do mnie do pokoju.- Aga oświadczyła nam wskazując na dwie pozostałe dziewczyny. Zgodnie wstały z podłogi i wyszły z pokoju. Marysia opuściła go jako ostatnia i jeszcze w drzwiach spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem. To była moja chwila, by pogadać z kumplem.
- Andrew, Maryśka mówiła, że coś nie tak z waszym dziadkiem.- Zacząłem powoli wpatrując się w ścianę. Potrzebowałem nieruchomego, nieciekawego obiektu, który zmusi mój mózg do dobierania słów. Najbardziej nie chciałem zranić kumpla.
- Pewnie już ci też powiedziała, że ma raka płuc- Stanął przy oknie i obserwował pojawiające się gwiazdy.- Skoro wszystko wiesz, po co pytasz?
- Jesteś moim przyjacielem- Jego słowa zakłuły mnie w serce, ale odważnie oparłem się koło niego o parapet.- Po drugie, może masz ochotę pogadać?
- Sam nie wiem, on przecież jeszcze żyje- Był nad wyraz opanowany i cichy, ledwo dosłyszałem jego słowa.- To tylko choroba, prawda?
- Prawda- W ostatniej chwili powstrzymałem się by nie powtórzyć słów Marysi.- Zawsze można spróbować ją leczyć.
- Myślisz?- Wyczułem zdenerwowanie w jego głosie. Wreszcie uczucie, do którego można się ustosunkować.- Podobno już jest za późno...
- Jeśli nawet za późno na leczenie, to nie na zdrowienie- Odwróciłem się wbijając w niego wzrok. Zauważyłem, że w kącikach jego oczu powoli zbierały się łzy. Naprawdę był związany z dziadkiem.- Hej, Andrew, przecież cuda się zdarzają, może on będzie jednym z nich?
       Wreszcie na mnie spojrzał. Szybko zdjął okulary i wytarł oczy opuszczając twarz. Powoli go objąłem, tak po przyjacielsku, ale zawsze jakoś delikatniej. Wbił głowę w moje ramię i uspokoił oddech.
- Wiesz nie widziałem cię dziś jak palisz- Znów powrócił do dawnego spokoju, ale wciąż nie odrywał się ode mnie. Co dziwne nie przeszkadzało mi to i stałem w bezruchu nie chcąc zakłócić naszej spokojnej chwili.
- Nie paliłem dzisiaj- Powiedziałem wpatrując się w gwiazdy.- Rzucam.
- Dla mnie?- Wyczułem w tym pytaniu lekką ironię, ale też i szczęście, że w końcu wziąłem sobie ich słowa do serca.
- A dla kogo innego?- Wyszczerzyłem głupio zęby, gdy spojrzał na mnie zdziwiony. On też lekko się uśmiechnął. W sumie to rzadko byliśmy tacy wylewni, ale czasem człowiek musi, prawda?
       Zadzwoniłem. Spytałem też rodziców Andrew i po zgodzie wszystkich wróciłem do pokoju kumpla. Chłopak wciąż wyglądał przez okno, więc nie pytając zajrzałem do jego szafki. Wyjąłem sobie lekką, zwiewną koszulkę bez rękawów z logo jego ulubionego zespołu i obcięte za kolano dresy. Poszedłem się umyć, a gdy wróciłem czekało mnie posłanie na podłodze. Nie przeszkadzało mi spanie tam, wręcz nawet to lubiłem. Andrew wyjął swoją pidżamę i także ruszył do łazienki. Położyłem się i podłożyłem ręce pod głowę.  Było mi przyjemnie chłodno. Przez otwarte okno wdzierało się nocne powietrze. Andrew zastał mnie zamyślonego i delikatnie kopnął w gołą stopę.
- Nie zimno ci?- Spojrzał na mnie zdziwiony. Odłożył okulary na biurko i położył się na łóżku. Zostawił dla mnie otwarte okno, ale sam nakrył się po uszy kołdrą.- Nad czym myślisz?
- Tak sobie- Tak naprawdę to nie mogłem pozbierać myśli, które krążyły wokół zbyt wielu tematów.- O wszystkim.
- Znów nie możesz się skupić?- W jego głosie kryła się ironia. Kryła? Cóż, ja zawsze ją wyczuwałem, więc uśmiechnąłem się lekko.
- Tak jakby?- Lekko z niego zakpiłem i posłałem mu całusa. Uśmiechnął się do sufitu i smacznie ziewnął. Zachichotałem- przypominał mi wtedy małego psiaka. Zażenowany spojrzał na mnie. Zawsze udawał takiego poważnego, ale ja wiedziałem, że potrafi być nieprzyzwoicie uroczy. Zachichotałem po raz drugi.- Ej, no! Przestań, to krępujące!
- Ka-ka-ka-kawaiiii!- Przedrzeźniłem modną piosenkę.- Jesteś przeuroczy!
- Nie mów tak nawet, chłopak uroczy?- Spojrzał na mnie niby lekko zdziwiony.
- A ty, co udajesz, że nigdy tak nie pomyślałeś?- Wyrwało mi się zanim ugryzłem się w język. Musiałem jakoś wybrnąć.- Nie no, o jakimś maluchu, co wyglądał jak dziewczynka, wiesz, ta podstawówka!
- Ta, ta, w sumie- Chyba podjął grę. Teraz szybko zapomnimy moją wpadkę i wszystko będzie w porządku.- Ty dzisiaj w ogóle nie zapaliłeś?
- No!- Uniosłem się na łokciach dumny z siebie. Plus, nadeszła odsiecz w formie nowego tematu. Jak zawsze po moich wpadkach, Andrew wiedział jak wybrnąć.- Zresztą, po co miałbym kłamać?
- Nie wiem, w sumie zawsze robisz co chcesz i nie bardzo się przejmujesz co inni do ciebie mówią- Szczery jak zawsze, ale czy nie tacy mają być przyjaciele?- Nie chce ci się? Nawet trochę?
- Chce, nawet nieźle, ale nie namawiaj tak!- Pokiwałem na niego karcąco palcem.- Nie sprowadzaj mnie sam z powrotem na ciemną stronę mocy.
       Zaśmiał się cicho i znów spojrzał na sufit. Potrafił przesiedzieć wpatrzony w jeden punkt całe godziny, w odróżnieniu do mnie. Sam również spojrzałem na tę iście fascynującą powierzchnię i stwierdziłem, że jak zawsze, ja nic tam nie widzę. Z ciekawością zaś przerzuciłem swój wzrok na mojego kumpla, który właśnie głęboko odetchnął.
- No?- Spytałem zaciekawiony kłębiących się w nim myśli.
- Co no?- Najwyraźniej nie zrozumiał moich intencji.- Tak sobie myślę.
- Nad czym?- Drugie, co nas różni- on zawsze myśli o jednej rzeczy.
- Nad pewną sprawą.- Zabolało mnie, że nie chciał mi powiedzieć, co go znowu dręczy, ale przecież nie będę go ciągnął za język.- Kiedyś ci powiem.
- Byle szybko, nie chcę znów się dowiedzieć od kogoś innego- Mimo, że nie osiągnąłem swojego celu, uśmiechnąłem się do niego, żeby go trochę uspokoić. Jak widać mój przyjaciel miał więcej zmartwień i tajemnic niż myślałem.- To co, śpimy?
- Wypadałoby.- Andrew spojrzał na mnie znacząco. Wstałem i zgasiłem światło. "Nocujesz- usługujesz"- no wiem, głupia zasada, ale jakoś się sprawdza od wielu lat. Położyłem się z powrotem i jak zawsze ograniczony możliwościami mojego umysłu szybko usnąłem nie myśląc nad sensem świata czy innymi mogącymi mnie interesować rzeczami.
       Przekręciłem się na plecy i zniesmaczony stwierdziłem, że już nie śpię. Mlasnąłem i głośno odetchnąłem. Muszę jakoś przedłużyć ten stan. Przekręciłem się przytulając mocno poduszkę i spod na wpół przymkniętych powiek zauważyłem, że ktoś mi się przygląda. Andrew patrzył na mnie również zaspany i jakby na powrót zasypiał. Sowa- zawsze późno zasypiał, uwielbiał pracować w nocy i nie cierpiał wcześnie wstawać. Ja za to byłem rannym ptaszkiem. Tylko nie w weekendy. Spojrzałem na kumpla. Miał rozchylone usta i oddychał powoli, ale był jakby czymś zajęty.
- Czyżbyś korzystając, że raz w życiu obudziłeś się wcześniej ode mnie, haniebnie oglądał mnie śpiącego?- Uniosłem brwi w drwiącym uśmiechu. To ja go zawsze musiałem budzić.- Ty zboczuchu, wstajemy!
- Nie jestem zboczuchem- Ziewnął i wbił twarz w poduszkę.- Nie wstaję, jest niedziela.
- To nie oznacza, że masz się lenić w łóżku!- Poderwałem się do góry, wykonałem trzy skłony i przysiad, żeby rozbudzić się do końca, po czym zacząłem składać swoje prymitywne posłanie.- Już, już, nie każ mi powtarzać!
Andrew mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, więc odłożyłam pościel na bok i na palcach podeszłam do krawędzi jego łóżka. Upewniłem się też, że nie wstanie mimo moich próśb i zaplanowałem szybki sposób na zmuszenie go do tego.
- Łokietek!- Rzuciłem się na niego niby wrestlingowiec z łokciem skierowanym w dół, ale tak by wylądował na pustej części materaca przy boku kumpla. Sam zaś uwaliłem się na niego brzuchem, a nogi skuliłem tak by zmieścić je również na łóżku.- Wstajesz?
- Teraz tym bardziej nie dam rady- Wysapał w poduszkę. Przysunąłem głowę do jego twarzy z miną niewiniątka.- Złaź ze mnie!
- A wstaniesz?- Udawałem, że wciąż nie wiem, o co mu chodzi.- Bo jak nie, to wiesz...Wiem gdzie masz łaskotki!
- Nie próbuj nawet, nieee!- Ostatnie słowo wydłużył nienaturalnie i zaczął piszczeć.- Nie, przestań!
- Wstawaj!- Zabrałem z niego moje grube cielsko i dalej łaskotałem go stojąc przy łóżku póki wijąc się pod moimi dłońmi nie usiadł. Zabrałem wtedy ręce i równie rozbawiony co on sięgnąłem do jego szafy z ciuchami. Wyjąłem mu jasną koszulkę z nadrukiem i dżinsy, i rzuciłem wprost na jego głowę. Dopiero, gdy do zestawu dołączyły bokserki i skarpetki zdjął wszystko z głowy i chwiejącym się z deczka krokiem ruszył do łazienki. Ja sam niestety musiałem się zadowolić wczorajszymi ciuchami. Co prawda nosiliśmy te same rozmiary, ale nie miałbym mu jak oddać ubrań. I tak miałem niedługo znaleźć się w domu, więc mogłem sobie pozwolić na chwilę nieświeżości. Zająłem łazienkę tuż po Andrew. Chłopak zaś poszedł do kuchni i zajął się naszym śniadaniem. Była godzina 10 i jego rodzice gdzieś wyszli, a siostra spała. Dosiadłem się do stołu i złapałem gotowego tosta.
- Gdzie rodzice?- Mimo wszystko zżerała mnie ciekawość.
- Pewnie u dziadka.- Andrew był na powrót spokojny i opanowany.
- Zawsze jeździcie w niedziele?- Przypomniałem sobie, że przecież też miałem go odwiedzić.
- Nie, ale to stały dzień.- Powoli jadł tosta, a ja zastanawiałem się czy nie jest głodny, czy po prostu mniej je. Ja jadłem już kolejnego, kiedy on ledwo zaczął pierwszego.- Czasem uda się kilka razy w tygodniu.
- Mów jak będziecie mieli kolejną okazję, zabrałbym się z wami- Musiałem o sobie przypomnieć.- Chyba, że to problem.
- Nie, jasne, że nie- Zjadł i odstawił talerz na bok.- Zadzwonię jak będę coś wiedział, albo ci napiszę.
- Dzięki!- Sięgnąłem po kolejnego tosta, chyba już czwartego.- To, co dziś robimy?
- Musisz się przebrać i możemy wyciągnąć gdzieś Maryśkę, jeśli jest w domu.- Patrzył na obraz w salonie. Swoją drogą namalowała go mama Marysi i prezentował się nawet ładnie. Nigdy nie przepadałem za malarstwem, ale to było przyjemne dla oka. Autorka uchwyciła na nim bukiecik przekwitłych mleczy umiejętnie ukazując ich delikatne nasionka.

- Dobra, tylko zmyję naczynia.- Zgarnąłem talerze i przeszedłem do kuchni. Za chwilę ubrany w ramoneskę zbiegałem ze schodów ku zdziwieniu mojego kumpla. Zaczekałem na niego na dole aż zjechał windą i poszliśmy na autobus, który jechał do mnie do domu. Przez całą drogę wiedliśmy wielce intrygującą rozmowę o jakże interesujących wydarzeniach w szkole, które jednak ze względu na swą wagę niewarte są w ogóle uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz