Konnichiwa!
Tym razem nie spóźniona, jednak rozdział jest bardzo krótki, bo muszę się przyznać, że zabrakło mi weny. W zamian zamieszczam moją wizję Filipa i Andrew, chociaż to raczej szkice niż rysunki, ale myślę, że kiedyś narysuję ich bardziej szczegółowo. W zamyśle mam też inne opowiadania, ale w zależności od sprzyjającego czasu okaże się czy je zamieszczę.
Mam nadzieję, że zainteresuję Was kolejną częścią opowiadania.
Namida
Rozdział 10
Rozdział
10: „Szkoda, że nie ma innego wyjścia”
![]() |
Filip |
![]() |
Andrew |
Czwartek
nie wydał mi się optymistycznym dniem. Od rana padało, więc musiałem wziąć przeciwdeszczówkę
zamiast ukochanej skóry. W dodatku zauważyłem, że w ulubionym t-shircie zrobiła
mi się dziurka i cieszyłem się, że jest na szwie, bo da się ją ładnie zaszyć.
Lekcje
były nudne, zwłaszcza, że Andrew został w domu, a Marysia była u dziadka w
szpitalu. Dzisiaj w nocy miał jakiś atak i przyjaciółka zdążyła mnie o
wszystkim powiadomić smsem. Mojemu chłopakowi co przerwa pisałem jakąś
pocieszającą wiadomość i robiłem skrupulatne notatki żeby mógł uzupełnić
lekcje.
Cóż,
szkoła mnie znudziła do granic możliwości. Dodatkowo nauczyciele znów chyba się
zmówili, bo zapowiedzi sprawdzianów padały co lekcja. Całe szczęście zawsze
nadchodzi koniec lekcji i co prawda Ci ostatni jak zawsze się kłócili, więc
brat wziął swój portfel, rzucił mój plecak do salonu i wyszedł ciągnąc mnie za
sobą.
Dopiero,
gdy wyszliśmy z bloku powiedział, gdzie idziemy. Skierowaliśmy się do znanego
nam kebabu i Aleks zamówił dla nas dwa dania z kurczakiem. Wolę go od cięższych
mięs, a dziś tym bardziej nie zniósłbym nic ciężkostrawnego. Zjedliśmy w ciszy,
żaden chyba nie miał ochoty na rozmowę.
- Ciężki dzień?- Spytałem Aleksandra, gdy
wyszliśmy z knajpy.
- Cały z tymi żrącymi się psami.-
Kierowaliśmy się w stronę parku. Mój brat miał podły humor, co poznałem po
skuleniu się, schowanych w kieszeniach rękach.
- To co robimy?- Spytałem, gdy usiadł na
pierwszej ławce w parku.
- Czekamy jeszcze z godzinę lub dwie i
wracamy.- Przygryzał suwak gapiąc się zaciekle w ścieżkę.
- Nie mokro ci w tyłek?- Spojrzałem na wodę
na ławce.
- Kurwa!...A trudno i tak już siedzę.- Nie
było w tym zdaniu zbytniego przejęcia się. Musiał się nasłuchać naprawdę
nieprzyjemnych rzeczy. Cóż, usiadłem obok podciągając kurtkę by zakrywała mi
tyłek. Nałożyłem kaptur, żeby mżawka dłużej nie moczyła mi włosów i jak mój
brat zacząłem rozmyślać wpatrując się w ścieżkę. To naprawdę nieprzyjemny
dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz