niedziela, 8 marca 2015

Konnichiwa!
Tym razem nie spóźniona, jednak rozdział jest bardzo krótki, bo muszę się przyznać, że zabrakło mi weny. W zamian zamieszczam moją wizję Filipa i Andrew, chociaż to raczej szkice niż rysunki, ale myślę, że kiedyś narysuję ich bardziej szczegółowo. W zamyśle mam też inne opowiadania, ale w zależności od sprzyjającego czasu okaże się czy je zamieszczę.
Mam nadzieję, że zainteresuję Was kolejną częścią opowiadania.
Namida
Rozdział 10

Rozdział 10: „Szkoda, że nie ma innego wyjścia”
Filip
Andrew


          Czwartek nie wydał mi się optymistycznym dniem. Od rana padało, więc musiałem wziąć przeciwdeszczówkę zamiast ukochanej skóry. W dodatku zauważyłem, że w ulubionym t-shircie zrobiła mi się dziurka i cieszyłem się, że jest na szwie, bo da się ją ładnie zaszyć.
          Lekcje były nudne, zwłaszcza, że Andrew został w domu, a Marysia była u dziadka w szpitalu. Dzisiaj w nocy miał jakiś atak i przyjaciółka zdążyła mnie o wszystkim powiadomić smsem. Mojemu chłopakowi co przerwa pisałem jakąś pocieszającą wiadomość i robiłem skrupulatne notatki żeby mógł uzupełnić lekcje.
          Cóż, szkoła mnie znudziła do granic możliwości. Dodatkowo nauczyciele znów chyba się zmówili, bo zapowiedzi sprawdzianów padały co lekcja. Całe szczęście zawsze nadchodzi koniec lekcji i co prawda Ci ostatni jak zawsze się kłócili, więc brat wziął swój portfel, rzucił mój plecak do salonu i wyszedł ciągnąc mnie za sobą.
          Dopiero, gdy wyszliśmy z bloku powiedział, gdzie idziemy. Skierowaliśmy się do znanego nam kebabu i Aleks zamówił dla nas dwa dania z kurczakiem. Wolę go od cięższych mięs, a dziś tym bardziej nie zniósłbym nic ciężkostrawnego. Zjedliśmy w ciszy, żaden chyba nie miał ochoty na rozmowę.
- Ciężki dzień?- Spytałem Aleksandra, gdy wyszliśmy z knajpy.
- Cały z tymi żrącymi się psami.- Kierowaliśmy się w stronę parku. Mój brat miał podły humor, co poznałem po skuleniu się, schowanych w kieszeniach rękach.
- To co robimy?- Spytałem, gdy usiadł na pierwszej ławce w parku.
- Czekamy jeszcze z godzinę lub dwie i wracamy.- Przygryzał suwak gapiąc się zaciekle w ścieżkę.
- Nie mokro ci w tyłek?- Spojrzałem na wodę na ławce.

- Kurwa!...A trudno i tak już siedzę.- Nie było w tym zdaniu zbytniego przejęcia się. Musiał się nasłuchać naprawdę nieprzyjemnych rzeczy. Cóż, usiadłem obok podciągając kurtkę by zakrywała mi tyłek. Nałożyłem kaptur, żeby mżawka dłużej nie moczyła mi włosów i jak mój brat zacząłem rozmyślać wpatrując się w ścieżkę. To naprawdę nieprzyjemny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz