niedziela, 22 lutego 2015

Witam,
Tym razem krótko, wciąż myślę jak zachęcić więcej ludzi do czytania mojego bloga, bo niestety jest Was trochę mało. Zapraszam do przeczytania następnego rozdziału 
Rozdział 8

Rozdział 8: „Obdaruj mnie miłością”
            Ranek nadszedł zdecydowanie za szybko. Byłem niewyspany, a w dodatku przespałem budzik. Całe szczęście był w domu Aleks.
- Wstawaj!- Kopnął mnie lekko w biodro.- Zaraz się spóźnisz, już w pół do ósmej!
            Prawie zderzyłem się z nim biegnąc do szafy.
- Mama przygotowała ci śniadanie do szkoły.- Przyglądał się moim zmaganiom z ubraniami. Złośliwość rzeczy martwych, na pewno to znacie.- Na stole są kanapki. Jadę dziś do dziadków, rodzice są tak zapracowani, że nie wrócą do domu, więc dobrze to wykorzystaj.
            Spojrzałem na niego zdziwionym wzrokiem, by po chwili dopiero mój zaspany mózg przyswoił informacje. Miałem dziś wolną chatę. W podziękowaniu przybiłem bratu żółwika i wyleciałem z pokoju. Szybko spakowałem drugie śniadanie i złapawszy kanapkę, w ledwo zawiązanych glanach pobiegłem na autobus.
            Byłem ledwo przed dzwonkiem. Cieszyłem się, że nauczycielka niemieckiego lubiła się spóźniać. Dziś było mi to na rękę. Wynudziwszy się co nie miara na pierwszej lekcji z wdzięcznością poszedłem na lekcję wychowania fizycznego. Jeszcze przed szatnią spotkałem Andrew i przywitałem się z nim. Tym razem graliśmy w siatkówkę. Na następnych lekcjach gadaliśmy o błahostkach. Obgadaliśmy jakąś źle ubraną dziewczynę, wymieniliśmy się z innymi kolegami uwagami o nowej grze. Można by powiedzieć, dzień jak co dzień.
            Tylko, że nie dla mnie. W mojej głowie miał miejsce sztorm, burza wszechczasów. Byłem tak roztargniony, że co chwila mówiłem coś nieprzemyślanego. Odetchnąłem z ulgą dopiero, gdy wsiedliśmy wszyscy do autobusu.
            Do szpitala jechaliśmy godzinę. W plecaku miałem schowane czekoladki w prezentowej torebce. Marysia spoglądała na mnie i uśmiechała się by dodać mi odwagi. Będzie ciekawie, nawet bardzo.
            Dziadek Andrew wyglądał tak jak go zapamiętałem. Lekko łysiejący, o siwych włosach i wąsach, tylko bardzo dużo schudł i widać było też, że cierpiał. Starał się tego nie okazywać, ale ja to widziałem. Na miejscu byli też rodzice Andrew i Marysi, więc dużo się śmieliśmy opowiadając sobie nawzajem dowcipy i śmieszne sytuacje. Stwierdziłem, że mimo słabego podobieństwa, ojcowie kuzynostwa to naprawdę bliźniacy. Mieli tak podobny styl „bycia”, że nawet ich żony były podobne. Poczucie humoru mieli zdecydowanie po ojcu. Ta rodzina była cudowna, a ja tak bardzo zapragnąłem mieć taką samą, że spojrzawszy na Andrew miałem ochotę krzyczeć byśmy wzięli ślub.
            Pod koniec naszej wizyty dziadek poprosił byśmy wzięli go na mały spacer. Chciał wykorzystać to, że jeszcze może chodzić. Z przyjemnością się zgodziłem i razem z Andrew podaliśmy mężczyźnie ręce do pomocy. Rodzice zostali w sali, a Marysia szła koło nas zataczając kręgi niczym nadpobudliwy szczeniak.
- Oj, chłopcy, teraz to człowiek czuje się stary.- Powiedział dziadek ze śmiechem. Ten poczciwy człowiek stwierdził, że nie zaszkodzi mu kolejny wnuk i kazał mi się do niego zwracać „dziadku”.- Nie pasuję już nawet do zagadki Sfinksa.
- Jak to?- Marysia spojrzała zaciekawiona tym porównaniem.
- Mam sześć nóg, nawet nie trzy.- Zaśmiał się mężczyzna.
- Wyrosły ci też dwie dodatkowe głowy dziadku.- Dodałem z szerokim uśmiechem. Ten człowiek mnie nim zaraził.
- I masz tylko dwie ręce.- Marysia się zaśmiała.


            Stanęliśmy przy dużym tarasie, na którym pacjenci mogli palić. Teraz całe szczęście nikogo tu nie było.
- Słyszałem, że rzuciłeś palenie.- Pierwszy odezwał się dziadek.
- W sumie jeszcze rzucam, miesiąc nawet nie minął.- Sprecyzowałem.
- Po takim czasie już nie będziesz pamiętał, że paliłeś.- Pocieszył mnie.- Ile dziennie paliłeś?
- Najmniej trzy, najwięcej dziesięć.- Przyznałem się, a Andrew spojrzał na mnie zaniepokojony.
- Chyba zdarzało ci się więcej.- Skomentował.
- Bardzo rzadko cała paczka na dzień.- Sprecyzowałem, by się nie czepiał.
- Cała paczka to już dużo.- Stwierdził dziadek.- Taki młody człowiek, a takiego nerwa miał?
- Rodzice się kłócili, testy w szkole.- Wytłumaczyłem.
- Cóż, ja stary nigdy nie byłem tak zdenerwowany by wypalić aż tyle.- Mężczyzna zamyślił się na chwilę patrząc w dal.- Mogę wiedzieć o co twoi rodzice tak bardzo się kłócą?
- Tata chce się rozwieść, mama nie chce póki nie będę pełnoletni.
- A kiedy masz urodziny?- Dziadek obejrzał mnie od góry do dołu.
- W maju.- Przypomniałem sobie ten miesiąc. Lubiłem go, wszystko kwitło, było ciepło.
- Andrew, Maryś, zostawcie nas na chwilę samych, dobrze?- Dziadek spojrzał na mnie i dwójka odeszła bez pytań.
- To o co się tak kłócą?- Mężczyzna spojrzał na mnie poważnie.
- Tata zdradził mamę, potem zażądał rozwodu i teraz już zupełnie nie przeszkadza mu obrączka.- Streściłem sytuację, choć był to telegraficzny skrót.
- Ciężka sytuacja, mam nadzieję, że o ciebie to za bardzo nie zahacza.- Dziadek przyglądał się w zamyśleniu swoim dłoniom złożonym na barierce tarasu.
- Ojciec twierdzi, że matka urodziła mnie tylko po to by zatrzymać go przy sobie.- Wyznałem szczerze. To było bolesne, ale przynajmniej mogłem pożalić się komuś dorosłemu.
- Ech, jakbym miał córkę z takim mężem to już dawno wzięliby rozwód jeśli w ogóle wzięliby ślub.- Mężczyzna stwierdził zły.- Jeśli kiedykolwiek spotkam twojego ojca, strzelę go w ryj za taką obrazę własnego dziecka. Jak nie chciał mógł się nie pchać do łóżka.
            Zaśmiałem się. Starsze osoby miały zupełnie inne podejście niż młode, ale też lepiej radziły. Lata doświadczeń są bezcenne.
- Jeśli nie dożyje, to moim życzeniem będzie, by wszystkich takich mężulków za pięć groszy jakaś zaraza trafiła.- Dodał.- Mogę się za to nawet w piekle smażyć.
- Dziadek tak nie mówi.- Skomentowałem jego groźby z uśmiechem.
- Masz chociaż kogoś z kim możesz o tym pogadać?
- Mam brata na studiach i Andrew.- Rozmarzyłem się lekko przypominając sobie tego ostatniego.
- Tak, Andrew bardzo się o ciebie martwi.- To chyba był temat do którego zmierzał starszy człowiek.- On cię uwielbia.
- Ja jego też.- Chciałem jakoś wybadać grunt, bo nie wiedziałem ile dziadek Andrew wie.
- Już ci powiedział kogo kocha?- Dziadek znów się zamyślił patrząc w dal.
- Nie, dziś mam mu dać odpowiedź, miałem sam się dowiedzieć.- Mówiłem mam nadzieję neutralnie.
- Wiem o jego preferencjach, więc nie musisz tak omijać tematu.- Dziadek zmierzwił mi włosy.- To wiesz, co to za szczęściarz?
- Mówiąc szczerze, myślę, że to ja.- Spojrzałem gdzieś w bok zdając sobie sprawę jak bardzo mogłem się pomylić.
- A podobno nie wierzysz w swoją inteligencję.- Dziadek odetchnął głęboko i spojrzał na mnie z uśmiechem.- Zaopiekuj się moim wnukiem.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.- Uśmiechnąłem się szczęśliwy, że dziadek Andrew był tak tolerancyjny.
- On chciałby być z tobą na zawsze, a jedyne czego ja chce to by właśnie takiej miłości zaznał.- Oczy dziadka wyrażały chęć opieki i zrozumienia obaw jakie go pewnie nieraz nawiedzały.- Tak kochałem jego babcię, nikogo innego nie chciałem przy sobie.
- Myślę, że dam radę.- Uśmiechnąłem się na myśl, że będę mógł przy nim być aż do śmierci. To było chyba i moje marzenie mimo, że nie zdawałem sobie z niego sprawy.
- Będziesz dla niego idealnym partnerem.- Dodał dziadek.- Na innego zresztą chyba bym się nie zgodził.
            Zaśmialiśmy się obydwaj.
- Reszta rodziny wie o jego preferencjach?- Podłapałem ten zwrot.
- Rodzice, Aga, reszcie chciał powiedzieć gdy się zgodzisz z nim być.- Mężczyzna wyliczył na palcach.
- U mnie dowiedział się mój brat, on jest niezastąpiony.- Powiedziałem cicho.
- Mamie powiesz?- Dziadek spojrzał na mnie przenikliwie.
- Zobaczę, na pewno nie teraz i tak tata ją wystarczająco stresuje.- Kiedyś będzie musiała się dowiedzieć, ale chce poznać jej prawdziwą reakcję, nie zmienioną stresem.
- Nie wydajesz się, ale jesteś bardzo odpowiedzialnym człowiekiem.- Dziadek poczochrał mi włosy.
- Teraz bycie poważnym to niedoceniana cecha.- Uśmiechnąłem się szeroko.- Po drugie na co dzień jestem naprawdę zwariowany.
- Tak, nasłuchałem się, choć Andrzej to cicha osoba.- Zaśmiał się przy okazji kaszląc lekko.- Prędzej odgryzę sobie język niż poznam jego wszystkie myśli.
- Spróbuję je z niego wyciągnąć.- Uśmiechnąłem się zawadiacko czując smak wyzwania.
- Życzę powodzenia, może tobie uda się z niego wyciągnąć więcej niż dwa zdania pod rząd.
                                                                                                                     Zaśmialiśmy się, a na taras weszli Andrew z Marysią.
- Pogawędka skończona?- Marysia doskoczyła do dziadka i pocałowała go w policzek.
- Skoro przerwaliście to tak.- Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Wracamy, musimy się niestety zmywać dziadku.- Andrew zabrał głos.
- Już ode mnie uciekają.- Starszy człowiek poczochrał Andrzejowi grzywkę na co mój przyjaciel prychnął niezadowolony.- Nie wzdrygaj się już tak.
            Odprowadziliśmy dziadka na oddział, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy do domów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz